g m p 3

Wykonano: 30.11.2008












XXXV ING New York City Marathon 3:11:21 !











"Dream on, dream on, dream on, and dream until your dream comes true. "

- Aerosmith



Na początku był Poznań i już wtedy bieg przez 42 km wraz z tysiącami innych zapaleńców wydał mi się czymś niezwykłym. A może by tak przebiec się z jeszcze większym tłumem? Tylko, że Poznań jest w Polsce największy, więc trzeba szukać gdzieś dalej. Największy okazał się być Nowy Jork, ale i też był sporo dalej. No i nie jest łatwo się tam dostać. Limit czasowy był o o 47 minut lepszy od mojej życiówki - więc poza zasięgiem. Ale pomarzyć zawsze było można.
Oglądałam w kółko na youtube filmik i podziwiałam widok mostu Verrazano-Narrows zapełnionego maratończykami, oraz Marilsona Gomesa Dos Santos i Jelenę Prokopucką finiszujących w 2006 w NY. Potem biegając po Trzebnicy wyobrażałam sobie, że oni biegną obok mnie.
Prawie rok po Poznaniu pobiegłam Warszawę i nie wiem na ile pomogły mi marzenia ale pobiegłam poniżej limitu bijąc życiówkę właśnie o 47 minut. I to był pierwszy krok do spełnienia.

Nowy Jork w nocy z samolotu wyglądał jakby niebo olbrzymia tablica świetlna. Z tym, że świecące paciorki były wszystkie uszeregowane w kratkę.
Nie wiem czy to zmęczenie podróżą, czy zmiana klimatu sprawiły, że miałam poważne kłopoty trawienne, tak że z trudem dotarłam do biura rejestracji maratonu. Ledwie szłam, a przecież następnego dnia miałam biec.
Niedzielny poranek, po bezchmurnej nocy był bardzo zimny. Płynąc na Staten Island podziwiałam widok Manhattanu we wschodzącym słońcu i było mi bardzo miło, że Statua Wolności macha mi ręką na powitanie.
W strefie startowej głos z megafonów stanowczo kazał stanąć na starcie już na godzinę przed, co oznaczało przedwczesne pozbycie się odzieży.
Przy zapisie na maraton bezmyślnie podałam przewidywany czas biegu na 4 godziny, więc zostałam przydzielona do wolniejszych ode mnie biegaczy. Przede mną stały tysiące "zawalidróg". Kiedy, zupełnie skostniała z zimna w końcu, ruszyłam, nie miałam nawet jak przyśpieszyć żeby się rozgrzać.
I wkrótce potem nastąpił ten od dawna wymarzony Verrazano-Narrows Bridge. Jeszcze nigdy i nic mojego zapału nie chłodziło tak jak lodowaty wiatr na Verrazano-Narrows, który tam wiał znad zatoki. To były pierwsze kilometry, a ja już czułam deficyt energii. Jedynym ratunkiem było jak najszybsze przebiegnięcie tego mostu i rozgrzanie się dowolną techniką, więc gnałam slalomem i przeskakiwałam wszystko co na drodze - chyba z kilkanaście tysięcy biegaczy tam wyprzedziłam.
A potem to już bajka. Tłumy kibiców (w tym sporo Polaków) wiwatowały, 38 tys maratończyków biegło ze mną, a muzyka, którą grały po drodze różne popowe zesoły sprawiły że po prostu płynęłam w zachwycie słonecznymi ulicami Nowego Yorku.
Nawet nie wiem kiedy zrobił się Central Parku. Chciałam troszkę przyśpieszyć, ale te ostatnie mile to lubią się dłużyć. Niezwykły doping dodawał siły. Dopiero na mecie poczułam, że to co biegłam, to chyba był maraton. Jednak mimo dobrego, jak na mnie, czasu i mimo, że po przekroczeniu linii mety zataczałam się ze zmęczenia, to w rezultacie nie miałam żadnej kontuzji, a nogi też były w stanie lepszym niż we wszystkich poprzednich maratonach.
Do wyjścia ze strefy bezpieczeństwa był spory kawałek - ok 30 min drogi i to dało mi czas na to, żeby dojść do siebie, ale też i żeby znowu pożądnie zmarznąć.
Na zewnątrz czekała rodzina: mój mąż oraz mój brat cioteczny ze swoją żoną czyli moi wspaniali kibice z 18-tej i 23-ciej mili. Poszliśmy sobie na pyszny obiad (wczorajsze dolegliwości minęły bez śladu), a potem do wieczora łaziliśmy po ulicach Manhattanu.
Uzyskany czas: 3godz.11min.22sek. dał mi w klasyfikacjii generalnej 1841 miejsce na 38000, w klasyfikacji generalnej kobiet 149 miejsce na 12843, zaś w kategorii wiekowej 4 miejsce na 1611 pań po 40-ce (ale przed 50-tką)
Zwycięzcą tego ING New York City Marathon został Marilson Gomes Dos Santos, czyli "mój kolega", z którym w marzeniach ścigałam się po Trzebnicy (Jelena niestety nie pobiegła).
Bo TAK SPEŁNIAJĄ SIĘ MARZENIA.
Warto o tym pamiętać i jeszcze to, że one nawet potrafią przekroczyć wszystkie zakreślone im granice i limity.
Cały pomaratoński poniedziałek spędziliśmy z mężem na zwiedzaniu Nowego Jorku, a we wtorek polecieliśmy na wycieczkę po południowo zachodnich stanach. Przed nami były: Arizona, Nevada, Kalifornia, a dokładnie Kanion Kolorado, Las Vegas, Dolina Śmierci, Los Angeles i wybrzeże Pacyfiku.
i.kaliciecki@wp.pl
Maraton to praca głową a nie tylko nogami - wspaniale rozegrałaś NY 2008.

i.kaliciecki@wp.pl
To trzeba mieć \"parę\" w nogach i genetykę (waga i budowa lekkoatletki). A ja dziś pobiłem życiówkę na treningu (3km/13:45). Do tej pory nie mogłem zejść poniĹźej 14min. Biegam od pół roku, zaraził mnie 14letni syn. Przygotowuję się do półmaratonu Wiązowskiego... Do tej pory biegałem w THE HUMAN RACE 10K, Biegu Niepodległości, Żoliborskim Biegu Mikołajkowym, Praskiej Dysze i W Biegach Chomiczówki (5 i 10km)wszystko w tym roku. Niestety na razie nie mogę zejść poniĹźej 50min/10km - śmiechu warte. Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia w Wiązownie?

Asia J.
Trochę spóźnione, ale szczere gratulacje! Jesteś niesamowita! Podziwiam twoją wytrwałość i miłość do męża i dzieci - wspaniała piątka! Pozdrawiamy! - Jaskółki :D

Ach.Marzenia się spełniają... piękny Maraton i piękne zdjęcia , tylko jak tyś wlazła na ten kanion i współczuję fotografowi i ta kąpiel brrr ciekawe jaka była temperatura wody?

Ewa
Oglądam i podziwiam, podziwiam, podziwiam.... za siłę i wytrwałość.
Gratuluję!!!