g m p 3



Wykonano: 01.05.2011

Ludź na ludziu

Starowka

Długa prosta do Nowej Huty

Trzydzieesci na liczniku

Pod Wawelem

Z Wawelem w tle.

Kibice dodawali sił

Dociągam do mety.

IX Cracovia Maraton 3:28:38











"I znaleźliśmy się w wieku, trudna rada,
Że się człowiek przestał dobrze zapowiadać;
Ale za to, z drugiej strony, cieszy się,
Że się również przestał zapowiadać źle."

Bieganie w tłoku - nowa dyscyplina



Tak porównując imprezy biegowe w naszym kraju z zagranicznymi, widzę, że nasi organizatorzy nas strasznie rozpaskudzają.
Maraton w Krakowie jest bez wątpienia przykładem takiego rozpieszczania. Można by dyskutować czy to dobrze czy źle, ale za tym, że dobrze przemawia fakt, że w Krakowie czułam (inni chyba czuli podobnie), że to moja impreza i dla mnie jest robiona i we wszystkich momentach: począwszy od niezwykle sprawnego i sympatycznego obsłużenia w biurze oraz smacznym, nieodpłatnym pasta party, a skończywszy na rewelacyjnym masażu wykonywanym równocześnie przez dwie osoby, na który się nie czekało w kolejce, bo liczba stanowisk była ogromna.
Za ukłon w stronę amatorów należy też uznać nagradzanie aż sześciu miejsc w kategoriach wiekowych.
W tym roku, jako pierwszy maraton na rozgrzewkę zaplanowałam Dębno, bo po ubiegłorocznych przeżyciach , to na samą myśl o Krakowie ciarki mnie przechodziły.
Uważam, że maraton sam w sobie jest dla ciała na tyle ekstremalnym doznaniem, że można się za niego brać tylko wtedy gdy choć emocjonalne odczucia są pozytywne. Dlatego doszłam do wniosku, że dopóki mi w środku będzie TO siedziało, to lepiej sobie Cracovię odpuścić, żeby nie toczyć równocześnie walki i z ciałem i z duchem.
Jednak planowane Dębno zostało odwołane, a organizatorzy Cracovii zachęcająco obniżyli wpisowe dla niedoszłych maratończyków z Dębna, więc uznałam iż może to jest wyzwanie losu i pobiegłam Kraków.
Przed wyjazdem z niezadowoleniem stwierdziłam, że natura kobieca postanowiła na czas maratonu zrobić mi psikusa, w dodatku od tygodnia męczył mnie jakiś bezsensowny kaszel, a jeszcze prognozy pogody, zapowiadały dzień słoneczny i wietrzny, więc zaczęłam się zastanawiać,
czy aby na pewno dobrze odczytałam to postanowienie losu, bo nagle zaczyna się wszystko układać pod górkę.
Kraków oczywiście powitał mnie migreną (dla mnie normalną w tych dniach i jeszcze przy zmianie klimatu), ale na szczęście nie tak ciężką jak w Warszawie.
Na start wpadłam w ostatniej minucie, czyli byłam na końcu, a przede mną jakieś 2 tys. ludzi. Próbowałam przecisnąć się do przodu ale bez większego sukcesu, bo dotarłam tylko do grupy na 4:15.
Miłym akcentem w tej trudnej sytuacji było to, że spotkałam tam dwoje znajomych Trzebniczan. Jechaliśmy na tym samym wózku: zanim przekroczymy linię startu minie sporo czasu, a w dodatku, nawet po przekroczeniu jej, między gęstą grupą wolnych biegaczy, długo nie będziemy mogli rozwinąć skrzydeł.
Dla mnie taka sytuacja jest wyjątkowo niekorzystna, bo ja swój czas ugrywam głównie przed półmetkiem - później bez względu na okoliczności bardzo trudno jest mi przyśpieszyć.
Dlatego podjęłam desperacką próbę wyrwania się z tego tłumu, ale z marnym rezultatem, bo taki slalom, przeskakiwanie bokiem po wertepach, bieg zrywami - kiedy pojawiła się okazja minąć gęstą grupkę to trzeba było ostro wyrywać do przodu, a za chwilę znów hamowanie na następnej grupce itp. przynosiło dużo szkody w postaci utraty sił. Grupę na 3:20 z którą zamierzałam biec dogoniłam dopiero gdzieś na 7 kilometrze i już wtedy byłam zmęczona, a oni chyba jeszcze nie.
Ale do 25 km jeszcze nie było źle, choć wiatr i słońce dawały odczuć, że są.
Po 25 zaczęłam odczuwać efekty przeprowadzanego właśnie eksperymentu.
Eksperyment polegał na zmniejszeniu dawki Stoperanu z dwóch tabletek, branych zawsze przed startem w maratonie, do jednej tabletki. Bo sobie pomyślałam: po co się truć aż dwoma, skoro może starczyłaby jedna.
Teraz już wiem, że jedna mi absolutnie nie wystarcza.
Zastanawiam się czy ten eksperyment przyśpieszył mnie, bo zaczęłam gwałtownie marzyć o znalezieniu się na mecie, czy spowolnił, bo tak oczywisty dyskomfort przeszkadza jednak biec.
Reasumując osiągnięty przeze mnie wynik BRUTTO 3 godz. 29 min, rewelacyjny nie był, ale i tak dał mi zwycięstwo w kategorii wiekowej.
Ale najważniejszą sprawą było w tym przypadku przełamanie niechęci do Krakowa - i to mimo mizernego wyniku, chyba się udało.
Najbliższe planowane dwa maratony wyścigowej trasy nie mają, więc też mi raczej życiówki nie poprawią, bo Praga będzie w dużej części po kostce, a Visegrad po górkach, ale za to spodziewam się fajnych imprez. Na wyniki liczę dopiero jesienią.


Trzebniczanie finiszują