To mój drugi prawdziwy maraton - przebiegłam go w czasie 4:25.
Udało mi się nieco poprawić czas z Poznania.
Wrocław to miasto w którym się urodziłam i spędziłam całą młodość.
Byłam nieco zaniepokojona tym, że liczba uczestników tego
w końcu bardzo starego maratonu jest znacznie niższa niż np
w o wiele młodszym maratonie poznańskim i że opinie w internecie
o maratonie wrocławskim nie są najlepsze. Mimo to uznałam,
że absolutnie powinnam przebiec maraton w swoim mieście.
Nie żałuję, bo to bardzo miłe spotykać na trasie znajomych
mi kibiców, trochę z nimi pogadać i biec dalej. To
że spodziwałam się wielu znajomych co prawda zwiększało tremę
i wewnętrzną presję na to żeby ukończyć ten bieg. Jednak
głównie dzięki
temu całą tę zabawę pod tytułem Wrocław Maraton oceniam
jako udaną.
Niestety moje złe przeczucia odnośnie nienajdoskonalszej
organizacji się spełniły.
Strasznym niedociągnięciem
był brak bananów na trasie. Tzn. przeoczyłam ten fakt,
że organizatorzy wcale nie obiecali nas na trasie
karmić, ale ponieważ banany na trasie każdego maratonu
wydawały mi się (i nadal wydają) czymś absolutnie oczywistym
więc nie sprawdziłam tego. Jakby ten, kto wpadł na to żeby
nas głodzić sam się przebiegł 42 km. na deficycie
energetycznym, to by może nauczył się empatii .
Innym nie mniej poważnym błędem organizatorów były toalety
na trasie. Niby były co jakieś 5 km, jednak POJEDYŃCZE KABINY!
Problem był szczególnie dotkliwy dla kobiet, przecież im
czasem przydaża się niedyspozycja. Uważam to za świadomy
bądź nieświadomy akt dyskryminacji. Takie kilkuminutowe
oczekiwanie na swoją kolej i patrzenie jak inni sobie
biegną dalej jest przykre zważywszy, że to w końcu były zawody.
Niewątpliwą zaletą maratonu wrocławskiego jest to, że biega się
po całym Wrocławiu (obszerna ósemka). Nie jest to bieganie w
kółko jak w Poznaniu (2 pętle) i nie jest to kręcenie się po
równoległych uliczkach obok siebie na niewielkim obszarze jak
w Warszawie.
Wrocław należało zaliczyć i mam to za sobą. Nie było źle, co
nie znaczy, że nie mogło być lepiej.
Z maratonów ulicznych teraz kolej na Warszawę - jak "achilles
pozwoli", to biegnę 23 września 2007 r.
Ale przedtem, maraton terenowy, górski i międzynarodowy (Polska
Słowacja): II Visegrad Maraton -
http://www.visegradmaraton.org.
I tu małe sprostowanie. Napisałam, że chcę powtórzyć nocny
górski maraton w Boguszowie, ale z tego zrezygnowałam. Nie
żeby mi się tam nie podobało, jednak wolę pobiec coś nowego.
W dodatku visegrad bardzo kusi - trasa wygląda bardzo
atrakcyjnie, bo i okolica - Beskid Sądecki - jest piękna.
Co prawda trochę za krótki odstęp czasowy od maratonu
wrocławskiego ale i tak nie mogę się już doczekać.
A do Boguszowa chyba jeszcze wrócę, ale raczej spróbuję
wtedy pobiec wtedy na sto km., a nie maraton.
Pozdrawiam wszystkich zainteresowanych maratonami, a
zwłaszcza tych, których udało mi się zarazić swoją
pasją. Do zobaczenia w Podolińcu na maratonie Visegrad.
Z dziećmi na mecie,....................Już po
Filipiades finiszuje