|
"W korowodzie zmysłów możemy trwać
Niepokonani
Nim się ogień w nas wypali ... "
- Perfect
Mając w pamięci ubiegłoroczny maraton wrocławski nie spodziewałam się wiele
ale się "zawiodłam" - tym razem było super.
Nowy organizator stanął na wysokości zadania - a nawet może nieco wyżej.
Już same zmiany w przebiegu trasy były niezwykle trafne. Np zamiast błąkać
się po "bezdrożach" Tarnogaju, pobiegliśmy malowniczymi ulicami
Gądowa: Klecińską - Na Ostatnim Groszu - Milenijną. Start i Meta na
Stadionie Olimpijskim - super. Tę opinię potwierdzają jednogłośnie
wszyscy uczestnicy.
Moje wrażenia.
Pierwsze wrażenie to dotkliwy chłód tego dnia. Niby biec łatwiej, ale obawiałam się,
że przy lepszym chłodzeniu, deficyt energetyczny pojawi się wcześniej niż zwykle.
Wystartowałam szybko - z championami :D - głównie po to żeby się rozgrzać.
Wzbudziło to nawet ciekawość młodej zawodniczki (była druga w klasyfikacji kobiet),
że aż podbiegła do mnie i zapytała "na ile idziesz".
No cóż - nie wiedziałam na ile idę, nie robię nigdy żadnych takich założeń,
bo nie umiem, więc odpowiedziałam, że idę na ile się da, po czym spytałam jej na ile
ona idzie. I tu zaskoczenie, bo jej odpowiedź była niezwykle precyzyjna.
Ostrzegła mnie, że biegnę z grupą na 3:00 i mogę nie wytrzymać tępa, ale ją uspokoiłam,
że ja tak zawsze i jak się zmacham, to po prostu nieco zwalniam.
Tak też zrobiłam więc mijało mnie sporo biegaczy.
Np minął mnie ten sam zawodnik, którego zapamiętałam z Maratonu Visegrad,
który mimo upału panującego wówczas był całkiem nieźle opatulony. Wtedy, zważywszy
na jego odzież i upał, wiedziałam, że raczej go wyprzedzę (i wyprzedziłam ale minimalnie).
Teraz było zimno, był ubrany tak samo i już wiedziałam, że jest szybki. Zamieniliśmy
kilka słów odnośnie poprzedniego maratonu i on pogonił szybciej.
Potem próbował mnie minąć (ale nieskutecznie) jeszcze inny miły pan z Visegradu. Również
powspominaliśmy, ale tym razem to ja poszłam przodem.
Byłam umówiona na trasie ze znajomymi, ale biegłam "za szybko", więc poprzychodzili
za późno i nie zdążyli mi pokibicować.
Ostatnie kilometry - jak to w maratonie, były trudne. Kondycyjnie było ok - mogłabym
jeszcze dalej biec, ale nogi mi całkiem wysiadły - piekielnie bolały.
Finisz i radość z ukończenia maratonu, to jest zawsze ta największa nagroda -
uczucia znane tylko maratończykom, emocje które są tak wspaniałe, że zaraz marzymy
o następnym maratonie, żeby przeżyć to jeszcze raz.
Zrobiłam tzw. życiówkę, czyli uzyskany przeze mnie czas:3godz,17min,52sek był najepszy
z dotychczasowych moich wyników. To dało mi nagradzane czwarte miejsce w klasyfikacji
generalnej kobiet (przede mną były 3 dwudziestki) i pierwsze miejsce w klasyfikacji
wiekowej.
|
|