g m p 3



Wykonano: 24.09.2008

Przed startem
Przebiegamy Most Grunwaldzki

Jakiś trzynasty kilometr

Rynek - widać, że ten fotograf niebanalnie robi fotki

Przeskakuję sobie Wrocław
Uniwersytet

Goni za mną tyyle panów :) - ale mnie prześcigną :(

Na ostatnich kilometrach maratonu przychodzi moment gdy się ciało buntuje i mówi - koniec tego biegania

I wtedy okazuje się co w człowieku ma przewagę: ciało czy wola

Zalesie, a za mną biegnie inny Trzebniczanin, ale wbrew pozorom szybszy ode mnie


Finiszuję - klasyczny przykład "rzutu na taśmę"


Na mecie

Załapałam się na ostatnie nagradzane miejsce w generalce kobiet

Rozdanie nagród w klasyfikacji wiekowej. Z każdej grupy wiekowej po jednej reprezentantce - tylko pierwsze miejsca. Jak widać k45 góruje...choć tylko wzrostem

XXVII Wrocław Maraton 3:16,22 !








"We fight all the time
You and I... that's alright
We're the same soul ... "


- U2


Poprzedni maraton wrocławski wykazał się wielką poprawą w stosunku do jeszcze poprzedniego, więc postanowiłam zagłosować nogami na te pozytywne zmiany i na nową, bardzo ładną trasę i wystartować po raz trzeci we Wrocławiu.
Chyba tylko we Wrocławiu maratończycy mogą sobie tak pohasać po caaaałym mieście, bo w innych miastach raczej starają się nas ograniczyć do jakiegoś niewielkiego obszaru.
Okazało się, że to nie tylko moje refleksje, bo frekwencja w tym roku była rekordowa - ludzie dowiedzieli się, że tu jest fajnie.
Poza tym Wrocław, to miejsce gdzie się urodziłam i wychowałam, a teraz pracuję, więc biegnąc wrocławski maraton doznaję szczególnych wrażeń. Tu za każdym zakrętem czyhają na mnie różne wspomnienia z przeszłości, ale i też nie raz trasa maratonu pokryła mi się z teraźniejszymi ścieżkami, którymi czasem przyjdzie się przebiec. No i tu wśród kibiców może być trochę znajomych, więc trzeba się nieco postarać.
Plus to co zawsze uwielbiam, przy tak wielkich imprezach: ogromny rozentuzjazmowany tłum gotowych na wszystko maratończyków.
Oczekiwania.
Przygotowując się psychicznie do startu zwykle analizuję swoje szanse na poprawienie czasu. I tym razem zaczęłam podobnie, ale potem uświadomiłam sobie, że tegoroczne czasy na swojej treningowej trasie mam o 2 minuty gorsze od ubiegłorocznych, co na dystansie maratonu powinno dać o ok. 11-12 minut gorszy czas niż poprzednio. Po prostu coś za coś - w tamtym roku nie pracowałam, teraz pracuję.
Dlatego postanowiłam nastawić się wyłącznie na przyjemność i pobiec na luzie, bo nie ma co się szarpać i tak nic z tego nie będzie.
Jednak trochę było. Życiówki oczywiście nie poprawiłam (bo i chyba jest nie do poprawienia), ale wynik dla Wrocławia miałam trochę lepszy.
I w sumie nie wiem co sprawiło, że jednak na luzie nie pobiegłam. Może pogoda, która do biegu była idealna, a może myśl, żeby dobrze wypaść w oczach znajomych kibiców. W każdym razie, o ile rok temu pobiegłam poniżej swoich możliwości (but mnie obcierał), to w tym roku trochę przesadziłam i szarpnęłam więcej niż mogłam przy tym obniżonym poziomie wytrenowania - to widać na fotkach.
Maraton
Parę kilometrów po radosnym starcie wyprzedził mnie pierwszy Trzebniczanin. Biegł lekko i wyraźnie widać było, że idzie na mocny wynik, więc nawet nie próbowałam go gonić.
Gdzieś na 34 kilometrze dopadła mnie zwarta grupa na 3:15.
Biegli wręcz ślicznie: równiutko i jednym tempem - tylko pozazdrościć.
Niestety ja nie biegam jednym tempem tylko bardzo nierówno, raz mnie poniesie kawałek, a potem odpływ mocy to zwalniam. Dlatego ta grupa strasznie mi przeszkadzała, bo ani tego obejść, ani przeskoczyć. Chwil kilka szarpałam się wewnętrznie: to ja ich wyprzedzałam, to oni mnie, ale w końcu dałam spokój - a niech sobie biegną. Wraz z tą grupą dogonił mnie, a potem wyprzedził następny - drugi Trzebniczanin.
Jednak w końcowym rezultacie byłam z DTRu druga, a nie trzecia, bo tego pierwszego coś wyraźnie, na jakieś 10 min. zatrzymało - wszak to maraton i różne rzaczy się zdarzają. Ale nie zauważyłam tego momentu i do końca myślałam, że jest przede mną - dowód:
filmik z ok 40 kilometra
"pełna wersja" filmiku z maratonu
Kibice czasem trochę nam podpowiadają, bo nas panie, łatwo policzyć. Stąd na trasie dowiedziałam się, że jestem prawdopodobnie szósta. To było, zgodnie z regulaminem, ostatnie honorowane miejsce.
Wcześniej kiedy jeszcze byłam piąta dogoniła mnie pani, o której wiedziałam, że jest znacznie lepsza ode mnie, więc nawet nie zamierzałam się z nią ścigać. Ale pogadałyśmy sobie troszkę i pociągnęła mnie przez jakieś 4 kilometry.
Potem wiedziałam, że dobrze by było już się żadnej kobiecie nie dać wyprzedzić.
Finisz.
Przypuszczałam i zresztą słusznie, że blisko za mną, biegnie pani z mojej kategorii i trochę lepsza ode mnie. Co prawda same maratony biega krócej ode mnie ale ogólny staż biegowy, ma o wiele dłuższy i wyniki też sporo lepsze.
Przed maratonem szacowałam swoje z nią szanse na 2:8 (8 dla niej). Jednak ponieważ ja mam tak, że zawsze początek biegnę szybciej niż powinnam, a potem ze smutkiem patrzę, jak inni mnie mijają, to spodziewałam się też i jej.
I stało się zaraz po zakręcie na ostatnią prostą - tę na stadionie. Kątem oka dostrzegłam wyprzedzającą mnie drobną postać. Zostało jakieś 400 -500 metrów, a ona idzie bardzo szybko i pewnie. Do wygrania/przegrania mam i generalkę i kategorię - wszystko albo nic. Nie było wyjścia, trzeba było włączyć 5 bieg, najwyżej silnik zdechnie przed metą.
Nie zdechł - wygrałam, choć może sama końcówka, to już była na 4 biegu:)
No a teraz szable w dłoń i na Warszawę.!!!
To się nazywa rywalizacja i walka do ostatniego metra w swoim mieście. Warszawa też zdobyta - czas na Poznań.