"...I'm praying for rain ..."
Tool
Foto-video relacja z podkładem narzędziowym
A jak mi Tool wytną, to będzie bez podkładu ;)
Zauważyłam, że prognozy pogody , kiedy są niepomyślne, to się sprawdzają niezwykle dokładnie. Tak też było teraz. Już na wiele dni przed maratonem, wszystkie wróżby przepowiadały, że ten właśnie dzień: niedziela 11.09 będzie upalny. Sobota - nie, poniedziałek - też już nie - ciepełko miało trafić na punkt: niedziela. I trafiło.
Po cichu liczyłam na to, że może jakiś mały front z deszczykiem się jeszcze utworzy, bądź to to ekstremum pogodowe się gdzieś gibnie, przesunie w czasie itp. Niestety nastąpiło wtedy kiedy było przepowiedziane. .
Do biegania w wysokich temperaturach można się przystosować, tylko, że oczywiście, żeby tak było trzeba trenować o odpowiedniej porze dnia. Dlatego też tym biegaczom, którzy akurat w godzinach zenitu trenują, ta pogoda nie pomieszała szyków. (stąd takie różnice w ocenie sytuacji).
Ja w tym roku przystosowana nie byłam, bo mój trening, to droga do pracy o świcie.
Ale miałam pewną przewagę nad innymi nieprzystosowanymi - byłam bardzo świadoma sytuacji, bo dwukrotnie próbowałam zrobić sobie dłuższe wybieganie (na trasie Wrocław Trzebnica) podczas upału i dwukrotnie poległam. .
To doświadczenie z jednej strony podłamało moją wiarę w siebie jeśli chodzi o maraton, ale z drugiej strony namacalnie pokazało czym jest upał i jak kluczowe jest w takiej sytuacji nawadnianie .
Skoro było już za późno, by znając prognozy pogody przystosować się do gorąca, pozostał plan B czyli łykanie na kilka dni przed większej ilości magnezu, potasu i wapnie, aby móc potem w biegu pić bez ograniczeń i nie obawiać się skurczy, oraz intensywne schładzanie się wodą podczas biegu.
Tak też zrobiłam i dlatego dobiegłam do mety. Wynik nie był rewelacyjny, ale też i rewelacji nie oczekiwałam. Nie tylko ze względu na pogodę, ale również ze względu na opłakany stan ciągle niewyleczonych nóg.
Dobiegłam z czasem 3:31 na 147 miejscu w open (na 2773) i jako siódme kobieta. Zostałam nagrodzona jako najlepsza dolnoślązaczka. Stosunkowo dobre miejsce w klasyfikacji (pierwszych 6% wyników open) zawdzięczam temu, że sporo ludzi nie zdawało sobie sprawy z potęgi upału.
W kolejnych maratonach (Warszawa, Poznań) nie spodziewam się specjalnie lepszych wyników, ale w klasyfikacji będę niżej, bo już raczej gorąco nie będzie .
Ale najważniejszą sprawą było to, że biegłam z teamem!!! Z wrocławskiego Tieto biegło nas 6 osób plus jeden kolega z oddziału w Szczecinie. Większość to debiutanci i mimo trudnych warunków wszyscy osiągnęliśmy metę. Swoją drogą, po taakim debiucie żaden maraton już chłopaków przestraszyć nie powinien.
Wrocław ma wspaniały i wciąż jeszcze moim zdaniem bardzo niedoceniany maraton. W tym roku frekwencja Wrocławia znowu mocno wzrosła, mimo, ze równolegle odbywała się a Polsce inna fajna impreza: festiwal biegowy w Krynicy.
Perfekcja organizacyjna, najfajniejsza trasa (spośród maratonów miejskich) i świetnie oznakowana i dużo nagród i upominków. A do tego meta i start na Stadionie Olimpijskim, czyli przeżycie, którego się nie zapomina.