|
7.04.2007r.
Ostatnio stało się modne bycie politycznie poprawnym.
Pojęcie to wbrew nazwie nie dotyczy polityki,
a przynajmniej nie tylko jej.
Osobiście rozumiem to jako posiadanie akceptowanego światopoglądu.
Przez kogo akceptowanego, to inna kwestja i tak po prawdzie
do końca nie roztrzygnięta.
Np w samej polityce politycznie poprawne są czasem
drwiny z rządu.
Tu (i nie tylko tu) jestem politycznie bardzo niepoprawna,
uważając, że władzy z racji urzędu należy się jakiś szacunek.
Dodam, że wcale nie muszę być fanką tego czy innego rządu, choć muszę przyznać się do
słabości w temacie jednego z Ministrów
Sprawiedliwości, na którego bardzo liczyłam, że uda mu się choć ruszyć
w posadach skamieniałą i przeżartą korupcją,
niedemokratyczną i wrogą narodowi trzecią władzę
w naszym kraju).
Specyficzna nagonka medialna połączona ze skwapliwym
wychwytywaniem i rozdmuchiwaniem każdej najdrobniejszej
nawet wpadki nielubianych przez media jednostek powinna dawać do myślenia.
Dobrze jest nie dać się urabiać medialnej propagandzie
że wszyscy popierający jakieś słuszne, choć ludziom mediów niewygodne,
postanowienie, to kretyni.
Takiej nachalnie wciskanej sugestji, mogą ulec tylko jednostki zakompleksione,
które nie umieją same myśleć i wyciągać wniosków.
Zwłaszcza nie należy dać się ogłupić w sytuacji,
kiedy próbuje się poprawić los zwykłych obywateli
łupionych przez różne skorumpowane instytucje, bo wtedy
to ci co żyją z nieprawych zysków podnoszą największy krzyk
"w obronie demokracji".
Np komu miał służyć sprzeciw wobec lustracji środowisk akademickich.
Jeśli ktoś robił "karierę naukową" sposobem agenturalnym,
to po prostu nie ma on kwalifikacji do tego żeby wykładać
cokolwiek oprócz kafelków w toalecie. Broniąc takich
pseudoprofesorów bronimy ich niekompetencji i zaniżania
poziomu studiów w naszym kraju.
Innym ciekawym zagadnieniem politycznej
poprawności jest homoseksualizm.
Otóż ludzi "kochających inaczej" należy wszelkimi
siłami wspierać i nie stawiać przeszkód
żadnemu ich pomysłowi.
Takim pomysłem ostatnio podnoszonym, przez
politycznie poprawnych jest problem manifestacji swoich
odmiennych seksualnych preferencji. I tu pojawia się bardzo ciekawe
zjawisko: jak to się stało, że homoseksualne
lobby na świecie uzyskało na tyle dużą przewagę,
że bezwzględnie podporządkowało sobie "kochającą tradycyjnie" większość.
Nie uważam, że słuszne jest karanie, czy prześladowanie kogokolwiek
za to w jaki sposób realizuje swój popęd płciowy,
dopóki robi to w granicach prawa.
Jednak popadliśmy w drugą skrajność, która czyni z
ludzi dotkniętych dewiacją święte krowy, którym wolno
jest ignorować odczucia całej reszty.
Bo jaki cel ma manifestowanie poprzez defiladę swoich
odmiennych seksualnych preferencji?
Wogóle czemu służy wynoszenie swojego życia intymnego na ulicę
i raczenie tym reszty społeczeństwa, która najczęściej
nie jest tego ciekawa.
Czy ktoś, z przehumanizowanych zwolenników
takiego manifestowania bierze pod uwagę prawa najmniejszych
obywateli, którzy patrząc na to zjawisko i pytając "co to takiego", zaczynają
swoją edukację o życiu intymnym, od dewiacji?
Zwróćmy uwagę na to, że tolerancja nieograniczona zwraca
się sama przeciwko sobie i dochodzimy do absurdów.
|
|