no to hop
|
|
|
|
Filmowa prezentacja mojego latania
Jak wiadomo ludzie od zawsze chcieli latać. Kiedyś im to na zdrowie nie wychodziło,
ale współcześnie można śmiało powiedzieć, że latanie stało się ogólnie dostępne.
Mimo tych możliwości przeżyłam wiele lat swojego życia w żaden sposób nie
zaznawszy latania.
Nie z jakichś konkretnych powodów - po prostu nie złożyło się tak żebym musiała
gdzieś polecieć samolotem, a tak bez powodu to nie bardzo, bo były zawsze inne
priorytety finansowe
Ale w zeszłym roku jednak nadażyła mi się niezwykła okazja polatać i to nie tylko
samolotem, ale i "wpław" czyli spadając swobodnie.
Taką możliwość dają tzw. skoki spadochronowe w tandemach tj. z "przyczepionym" doświadczonym
instruktorem.
Wcześniej gdy sobie marzyłam o poskakaniu ze spadochronem, to wyobrażałam
sobie, że się czegoś nowego nauczę i liczyłam na jakieś małe ryzyko i związane z tym emocje,
a takie skoki tandemowe są absolutnie bezpieczne (z większym ryzykiem związana
jest zwykła jazda samochodem). Jednak myliłam się w kwestii braku emocji.
Mimo świadomości braku realnego zagrożenia, nie ma możliwości, żeby normalny
człowiek nie czuł lęku skacząc w przepaść. W chwili kiedy na wysokości
4000 metrów staje się w otwartych drzwiach samolotu, a następnie zanim się otworzy spadochron,
spada się w o 2000 metrów dół z prędkością ok. 200 km/h, to nie ma twardziela.
Sytuacja jest na tyle nienaturalna dla osobnika ludzkiego, że emocji nie brakuje,
nawet jak z tyłu jest przypięty instruktor.
Podobno nawet jak się wykona kilka tysięcy skoków, to i tak każdy
lecąc w przepaść czuje się nieswojo.
Takie skoki tandemowe to bardzo fajna propozycja dla każdego, kto chciałby
się przekonać "jak to jest..", a nie ma czasu i/lub pieniędzy na ukończenie
stosownego kursu dającego uprawnienia do samodzielnego skakania. Taki skok
kosztuje niestety 490 zł., a z filmowaniem 670 zł.
Wiem, że to koszmarnie drogo ale śmiało można powiedzieć,
że "value for money". Można to też potraktować jako wycieczkę
w przestworza na którą przynajmniej raz w życiu warto pojechać.
Choć mi się akurat ta "wycieczka" trafiła za friko.
W dodatku miałam szczęście powtórzyć skok (czyli w ramach reklamacji skoczyć sobie
drugi raz), bo za pierwszym razem kamerzysta za szybko
poleciał na dół i niewiele zdążył pofilmować. Mój instruktor
starał się go "goinić" w dość stresujący dla mnie sposób
tj. lecieliśmy głową w dół zamiast poziomo, ale i tak go
nie dogoniliśmy.
Tak, że mogę teraz powiedzieć, że dwukrotnie w życiu
wznosiłam się samolotem, ale nigdy nim nie lądowałam.
Za drugim razem wszystko się czuje znacznie mocniej
zarówno strach jak i zachwyt bo człowiek nie jest już tak
oszołomiony - drugi skok jest najstraszniejszy i chyba decydujący.
Bo robi się już to na pełnej świadomości i odbierając wszystkie bodźce
zarówno pozytywne jak i negatywne. Po drugim skoku człowiek
wie czy się będzie skakał.
Ja wiem, że jak by mi się tylko jakieś niespodziewane
możliwości finansowe pojawiły, to na pewno będę skakała tzn.
chętnie zrobiłabym kurs, żeby włączyłączyć na stałe
skoki spadochronowe do rzeczy które lubię robić.
Oczywiście nie skoki tandemowe. Teraz po prostu absolutnie
chcę sama. Zresztą chyba lepiej polegać na sobie niż na
kimś.
Za drugim razem razem skakałam z małego samolotu i tym
razem jako pierwsza, a nie ostatnia (bo skacze się od
najcieższego, a byliśmy jedynym tandemem - reszta skakała
solo).
Mały samolocik wznosił się znacznie szybciej niż duży.
Siedzieliśmy jak sardynki w puszce przyciśnięci do drzwi.
Jak nadszedł czas na skok, to po otwarciu drzwi od razu tylko
wystawiało się nogi na zewnątrz i z pozycji siedzącej było
hop. Przerażenie niesamowite ale fajne.
Tym razem filmowała bardzo sympatyczna dziewczyna - Ewa i
jak lecieliśmy ze straszliwą prędkością w dół to śmiałyśmy się
do siebie i łapałyśmy się za ręce.
A jeszcze warto wiedzieć, że - na 4000 może być znacznie
zimniej niż na dole. Jak skakałam pierwszy raz (w maju),
to na górze był mróz: -10 st.C, ale i tak kombinezon
zakłada się na całe swoje ubranie, a poza tym emocje grzeją.
Jeszcze uwaga dla osób z chorobą lokomocyjną: kiedy już
spadochron jest otwarty i instruktor daje klijentowi
do ręki stery, to nie świrować. Silne pociągnięcie
jedną stronę powoduje gwałtowny lot ruchem korkociągu
o kilkadziesiąt metrów w dół co powoduje, że żołądek z
zawartością znajduje się w gardle i potem, po skoku
nudności długo jeszcze męczą.
I na koniec jeszcze raz powtórzę: to jest absolutnie
bezpieczne - nie miałabym sumienia kogokolwiek namawiać
gdyby tak nie było.
Jest kilka miejsc w Polsce gdzie można poskakać, ale
takich gdzie się skacze z 4000 to chyba tylko 2.
Ja skakałam w Ostrowiu Wielkopolskim.
Wysokość nie jest
bez znaczenia. Choć dla np 800 metrów spadochron też
się zdąży otworzyć, to jednak nie ma wtedy tego lotu
z zawrotną prędkością przed otwarciem, a to jest właśnie
najbardziej niesamowite.
Lecimy swobodnie. Spadochron jest jeszcze zamknięty -
|
|
|
|
|
|
|