g m p 3



Wykonano: 24.09.2008












The 20th Midnight Sun Marathon 2009 3:26:19 !









"i co ja robię tu (u-u co ty tutaj robisz)
mieć te przestrzenie na jedno skinienie
wiele wynagrodzi "


Kuba Sienkiewicz


Po Krakowie postanowiłam rzucić maratony, ale jak to z nałogami bywa - nie udało się. Strasznie mnie "ssało", więc pobiegłam - 300 kilometrów za kołem podbiegunowym - w Tromso. Żeby ochłonąć. Nie wiem co dalej albo kolejna próba rzucenia nałogu, albo odważę się na Wrocław. A jak będzie ok, to pociągnę jeszcze Warszawę i Poznań.
Norwegia
Nie za wiele jej widziałam, ale to co z niej we mnie najbardziej zostało to niezliczone zatoki wdzierające się między górzyste lądy i wysepki.
Nie jest odkrywczym stwierdzenie, że za kołem podbiegunowym jest zdecydowanie zimniej niż na rodzimych maratonach. Może chłód to sprwaił ale powietrze północy wydało mi się tam bardziej przejrzyste i świerze niż u nas.
maraton
Biegło się wspaniale. Żałuję, że nie miałam przy sobie aparatu, bo krajobrazy, które cieszyły oko na trasie maratonu, aż się prosiły o pixelowe uwiecznienie. Jednak i tak pozostaną wieczne w mojej pamięci.
Ponieważ biegliśmy przy wybrzeżu, to trochę mocniej wiało. Również kilkakrotnie skropił nas deszczyk, czasem nawet rzęsisty, ale to "zaowocowało" najsilniej dopiero po maratonie dwugodzinną trzęsawką (hipotermią).
Teoretycznie biegliśmy w nocy, ale o tej porze roku, w strefie podbiegunowej trwa niekończący się dzień, więc było jasno i słońce czasem smugami przebijało się przez chmury oświetlając pokryte płatami śniegu wzgórza po jednej stronie lub zatokę po drugiej.
Bardzo sympatyczny doping na trasie. Byłam mile zaskoczona kiedy kilkakrotnie słyszałam jak jacyś kibice wołają do mnie Grażina. Po biegu, w biurze zawodów zobaczyłam, że w telewizji transmitowano maraton na żywo, bo to były przy okazji mistrzostwa Norwegii.
Z minusów, to organiazcja maratonu była do d*#%.
Nie było pasta party, cieniutki pakiet startowy (przy wpisowym 700 NOK = ok. 350 zł)- nie dali ani żadnego napoju, ani batonika - w zasadzie tylko skromna koszulka. Nie zapewniano uczestnikom żadnej, nawet najskromniejszej możliwości bezpłatnego noclegu. Niesympatyczne było też to, że zwycięzcy w klasyfikacji generalnej mieli niewielkie szanse na wygranie jakiejś nagrody, bo był bardzo ostry jak na arktyczne warunki limit czasu do otrzymania nagród.
A już kompletnym szokiem był brak chipów!!!
Czas zawodnika określano skanując ręcznie na mecie kod kreskowy na numerze startowym, co sprawiało, że nikt nie znał swojego rzeczywistego czasu netto, bo zarówno przed przekroczeniem linii startu, jak i po przekroczeniu linni mety i dopchaniu się do pani, która skanowała minęło sporo chwil. Gdy nie ma chipów, to nie ma też pomiarów międzyczasów i co za tym idzie nie ma też żadnej kontroli trasy, co przy dwóch nawrotach jest conajmniej dziwne. Zwłaszcza w świetle tego, że to były oficjalne mistrzostwa Norwegii. Ale ponieważ biegłam, tam po to, żeby odreagować przykre przeżycia i zrelaksować się, to wszelkie sprawy dotyczące sportowej rywalizacji były mi obojętne i nie zakłóciły mi niezwykłych doznań z tego polarnego maratonu.
Po forowych dyskusjach "znawców", które rozgorzały na mój temat po Krakowie ", zaczęłam już wątpić we wszystko, również w to czy jestem w stanie ukończyć maraton. Dlatego zależało mi na tym, żeby dobiec do mety. To było mi potrzebne, żeby znów uwierzyć znów w siebie i chyba cel został osiągnięty.
gmp3
Myślę o powtórzeniu wiosną tej akcji, tzn 3 co 2 (3 w 1).
Byłoby to: Dębno, Kraków i Praga. Ale co do Krakowa na razie trudno mi się zdecydować. No i wiosna jest trudniejsza od jesieni, więc raczej tylko Dębno Praga

i.kaliciecki@wp.pl
Sądząc po wynikach w (maraton co dwa tygodnie) lub po mojemu trzy maratony w miesiącu przydał Ci się ten wyjazd \"w nieznane\" - pozdrawiam.