g m p 3



Po maratonie

Nocne bieganie po Sudetach


Przygodę z bieganiem rozpoczęłam niedawno tj. 23.06.2006 maratonem górskim w Sudetach. Choć trudno tu jeszcze mówić o bieganiu
Trasę zaliczyłam tj. przebyłam o 6:13 (start był o 22:00).
Zawsze zastanawiałam się jak najlepiej można spędzić najkrótszą noc w roku i chyba wreszcie znalazłam cudowny sposób na nią.
Teraz wiem, że taki maraton górski to coś całkiem innego niż maraton normalny i na czas przebycia go też trzeba spojrzeć inaczej. To właściwie dłuższa wycieczka gdzie są podejścia i zejścia na szlakach turystycznych
Przeżycie cudowne już od początku. Po podejściu na Chełmiec i zejściu trasa przez dłuższy czas biegnie pośród łąk, gdzie rozochocone świerszcze tak dają czadu, że aż w uszach brzęczy. Nieco później (ponieważ trasę maratonu górskiego pokonuje się dłużej niż płaskiego) ale jeszcze grubo przed świtem następuje zmiana orkiestry. Grać zaczyna ją świeżo przebudzone ptaki, które strasznie głośno obwieszczają światu, że już nie śpią. Ptasi koncert powinien przypaść na podejście pod Trójgarb lub na wspinaczkę pod Chełmiec (dla championów). Tak, że łapiemy się gałęzi, kamieni i krzaczków (żeby nie spaść), pot oczy zalewa, a ptaszki śpiewają - jest bosko. Ta czerwcowa impreza (o nazwie Sudecka Setka) zaczyna się o 22:00 na rynku w Boguszowie gdzie na cześć dzielnych śmiałków, gotowych podjąć się trudu pokonania tak długiej trasy, rąbie jakaś kapela. I wtedy, gdy dumni myślimy, że to przecież dla nas, rozlega się głośny wystrzał, lecą w niebo kolorowe petardy i choduuu - biegniemy żwawo pod górkę. A później mijając miejscowości słyszymy okrzyki wesołych kibiców, którzy ochoczo wskazują złą drogę, bo koniecznie chcą nas wpuścić w maliny.
Miałam trochę pecha: ostatnie zatrucie pokarmowe jakie mi się przytrafiło było 6 lat temu więc dlaczego musiało mnie to spotkać właśnie teraz na trasie maratonu ale trudno. Już pomijając "efekty specjalne", na które straciłam sporo czasu (w końcu to były zawody), to mnie po prostu strasznie bolał brzuch - nie mogłam nic zjeść ani wypić.
Ale z tego wyciągnęłam optymistyczny wniosek, że człowiek dorosły jest znacznie bardziej odporny na odwodnienie niżby się mogło wydawać, skoro odwadniała mnie choroba i pociłam się przy podejściach nie mogąc uzupełnić wody i mimo tego nie padłam. Na dodatek jak rewolucja mi się już uspokoiła i ból nieco zelżał to przyśpieszyłam tępo i jeszcze udało mi się wyprzedzić trochę ludzi, których wcześniej przepuściłam.
Ale mimo "zakłóceń" jestem w stanie ocenić, że ta impreza jest super i mogę polecić ją niemal każdemu: ten dystans idzie pokonać skoro ja go pokonałam bez przygotowania i mimo choroby, a nawet myślę, że spokojnie pogoniłabym jeszcze te 10 km (a bez choroby to może i 20). Nie ma praktycznie limitu czasu, więc iść może każdy zdrowy człowiek nawet bez przygotowania (osobiście dowiedziałam się o tym biegu na 2 tygodnie przed).
Ci, których nie satysfakcjonuje przebiegnięcie 42 km mogą wybrać sobie dystans 100 km i po rozgrzewce jaką wtedy jest maraton - biec dalej. Dokładne informacje będą na stronie boguszow-gorce.com.pl (jeszcze nie aktualizowali).
Następny maraton górski obowiązkowo też biegnę, ale na setkę to się chyba jeszcze nie zdecyduję. I z pełną odpowiedzialnością mogę polecić go wszystkim: to nie jest taki morderczy dystans.
Jednak ponieważ to nie był prawdziwy maraton biegowy, więc postanowiłam jeszcze pobiec w normalnym maratonie tj. takim gdzie trzeba naprawdę biec, bo jest limit czasu. Padło na Poznań.
i.kaliciecki@wp.pl
Jak widać popyt wzrasta w miarę jedzenia - zaczęło się od Górskiego a dziś na koncie masz ich juĹź kilkanaście...Gratulacje !!!